Pisanie mnie relaksuje, rozmowa z Anną Burzyńską
Prof. zwyczajna dr hab. Anna Burzyńska kieruje Katedrą Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykłada na polonistyce i creative writing WP UJ. W latach 2006-2016 była kierowniczką literacką Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Autorka kilkudziesięciu rozpraw z zakresu najnowszej teorii literatury, postmodernizmu i filozofii ponowoczesnej, czterech książek naukowych (Dekonstrukcja i interpretacja, Teorie literatury XX wieku, Anty-Teoria literatury, Dekonstrukcja, polityka i performatyka), powieści (Fabulant. Powiastka intertekstualna) i trzydziestu pięciu sztuk teatralnych (m.in. Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę, Surwiwal, Mężczyźni na skraju załamania nerwowego, Życie do natychmiastowego użytku, Tango Piazzolla, Akompaniator, Niżyński. Zapiski z otchłani, Wiera Gran, Café Luna, Czarne Wdowy, Malarka zwłok) oraz scenariuszy filmowych, telewizyjnych i radiowych. Jest laureatką liczących się nagród w dziedzinie dramaturgii. Jej sztuki zostały przełożone na siedem języków (niemiecki, angielski, francuski, hiszpański, kataloński, słowacki, bułgarski) i doczekały się blisko osiemdziesięciu realizacji scenicznych w Polsce i za granicą (m.in. w Austrii, Niemczech, Hiszpanii, Słowacji, Bułgarii, Republice Dominikany, Kolumbii, w Stanach Zjednoczonych i na Kubie). Wydała dwa tomy dramatów: Nicland. Cztery sztuki teatralne (2003) i La mayoria de los suicidios ocurre en domingo/Hombres al borde de un ataque de nervios (wydane w Madrycie w 2006 roku, w przekładzie na j. hiszpański). W roku 2023 ukaże się kolejny tom jej dramatów Wywoływacz lawin. Tragikomedie. Jest członkinią Europejskiego Stowarzyszenia Autorów Teatralnych (AAT) z siedzibą w Madrycie.
Ana Gran: Skąd czerpiesz pomysły na sztuki?
Anna Burzyńska: Pomysły biorą się z życia! Weźmy na przykłąd moją sztukę Akompaniator - ponieważ od dawna fascynuje mnie świat opery, więc sobie wymyśliłam, że temat, który dotyczy osaczenia i zniewolenia jednej osoby przez drugą, może być rozpisany na taką właśnie relację – akompaniatora zafascynowanego operową divą. Ale muszę Ci powiedzieć, że mój „Akompaniator” powstawał trochę na „raty”, ponieważ jego pierwsza wersja, a w zasadzie jedna scena, została napisana w prezencie dla śpiewaczki, Jadwigi Romańskiej, z okazji jej jubileuszu. Napisałam wówczas mikro-scenkę o tym, jak artystka przychodzi na próbę, podczas której akompaniator wyznaje jej miłość i tę scenkę wraz z Żukiem Opalskim przeczytaliśmy podczas uroczystości jubileuszowej. Potem Żuk zasugerował mi, abym dopisała ciąg dalszy, a ponieważ miałam na to pomysł, pociągnęłam tę historię dalej i tak powstał „Akompaniator”.
Ana Gran: Twoja sztuka doczekała się kilku inscenizacji. Każda z nich była inna. Czy masz
swoją wizję tego, jak Twój tekst powinien być przedstawiony na scenie?
Anna Burzyńska: Pisząc sztukę - a napisałam ich już ponad trzydzieści - zawsze wyobrażam sobie oczywiście, jak ona powinna być przedstawiona i zagrana. Ba, ja sobie nawet wyobrażam od razu konkretnych aktorów, którzy powinni zagrać w mojej sztuce! To bardzo pomaga przy tworzeniu postaci. Mówi się, że nie ma nic gorszego od żyjącego autora. To fakt, wielu moich piszących kolegów i wiele koleżanek wywiera presję własnej wizji sztuki na reżyserze. Ja natomiast nie mam takich oczekiwań. Byłoby to z mojej strony naiwne. Pisanie dla teatru jest specyficzne, ponieważ ostateczny kształt dzieła nie zależy od autora sztuki. Tekst dramatu jest wstępnym scenariuszem, który może być zrealizowany na najrozmaitsze sposoby. Akompaniator jest szczególnym przypadkiem, ponieważ sztuka ta została napisana na amplitudzie śmiech-przerażenie. Daje to szeroki wachlarz możliwości reżyserowi, który albo może pójść w kierunku farsy, jak to zrobił Grzegorz Chrapkiewicz wycinając z mojego tekstu wszystkie ostre momenty, albo zrealizować go tak, jak Adam Sajnuk, czyli w konwencji psycho-thrillera. Z kolei wersja Żuka Opalskiego była najbardziej wierna mojemu tekstowi, czyli skonstruowana na amplitudzie dowcipu i grozy.
Ana Gran: Nie
korci Cię, żeby reżyserować swoje sztuki?
Anna Burzyńska: Nie! Zupełnie mnie to nie kręci. Uwielbiam pisać, ponieważ pisanie jest dla mnie czymś w rodzaju relaksu i odpoczynkiem od tego, czym się zajmuję na co dzień, czyli od filozofii i teorii literatury. Ale reżyseria zupełnie mnie nie kusi, mimo, że tak jak ci powiedziałam wcześniej, mam zawsze swoją wizję przedstawienia mojej sztuki. Zdarzała mi się jednak bliska współpraca z reżyserem przy przenoszeniu na scenę moich tekstów, kiedy pracowałam jako kierownik literacki w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Wówczas spędzałam mnóstwo czasu na próbach, przy tworzeniu spektakli opartych na moich tekstach z Żukiem Opalskim, czy z Pawłem Szumcem.
Ana Gran: Czy lepiej pracuje się z reżyserem, którego dobrze znasz, czy z kimś zupełnie obcym?
Anna Burzyńska: Najlepiej pracuje się z Żukiem! Praca z nim jest po prostu fantastyczna i bardzo twórcza.
Ana Gran: Która
z Twoich sztuk jest dla Ciebie najważniejsza pod kątem dokonania autorskiego?
Anna Burzyńska: Zdecydowanie Akompaniator. Choć to nie on osiągnął największą popularność, ale moja sztuka Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę, która była realizowana nie tylko na scenie, ale też w radiu i telewizji, została przetłumaczona na różne języki i była grana w kilku krajach. Lubię ją. Ale nie mam do niej tak osobistego stosunku, jak do Akompaniatora.
Ana Gran: Jaka jest według Ciebie przyszłość literatury w teatrze? Pytam o to, bo w
obecnych czasach dzieła klasyków literatury są dla reżyserów często punktem
wyjściowym, a finalny spektakl to totalny eklektyzm, kolaż na przykład
Wyspiańskiego z Salingerem. Czyli postdramatyzm…
Anna Burzyńska: Jestem otwarta na nowe interpretacje tekstów dramatycznych, zwłaszcza w przypadku klasyki i lubię jej mądre uwspółcześnienia. Wielkie arcydzieła domagają się często bardziej świeżego podejścia, pewnej aktualizacji. Natomiast jeśli chodzi o integralność tekstu, to jestem bardzo przeciwna zabiegom, kiedy sygnuje się spektakl jako dzieło wielkiego klasyka, tymczasem z tym dziełem ma ono niewiele wspólnego. Oczywiście, reżyser ma prawo do zastosowania skrótów, cięć, czy przestawień, ale zawsze powinna być zachowana uczciwość wobec tekstu źródłowego. Jeżeli ingerencja w tekst polega na dopisywaniu i całkowitym zmienianiu go, to według mnie świadczy to o niemocy reżysera. Mam jednak wrażenie, że to „majstrowanie” przy klasycznych tekstach powoli się kończy. Ten „teatralny recycling” przeminie w końcu, jak każda moda.